piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 30.

Piętnaście stopni po drabinie wcale nie poszło mi tak łatwo. Być może zatrzymywała mnie niepewność co do tego, co znajdę w owym pamiętniku, może strach przed nieznalezieniem klucza. A może był to Carlos idący zaraz za mną? Tego miałam się już nie dowiedzieć, bo gdy tylko znalazłam się na strychu mój umysł zaczęły zaprzątać zupełnie inne rzeczy. Na początku nie potrafiłam dojrzeć skrzyni, która była obiektem naszego zainteresowania. Nic dziwnego- nie była używana już od kilku lat. Pamięć mnie jednak nie myliła- stała w tym samym rogu, który zapamiętałam. Podeszłam do niej i dokładnie obejrzałam. Czerwona barwa była bardziej wyblakła niż pamiętałam, jednak nie było na niej ani śladu kurzu. Babcia musiała nadal bardzo dobrze dbać o ten strych.
Z kieszeni wyciągnęłam klucz, który zdążyłam wcześniej odpiąć od pozostałych. Po przekręceniu go skrzynia wydała z siebie cichy szczęk, a wtedy podniesienie wieka nie było niczym trudnym. Tak jak zapamiętałam. Sięgnęłam po pierwszą znajomą rzecz, która rzuciła mi się w oczy. Strój Kopciuszka. Strój, który kiedyś leżał na mnie idealnie, teraz wydał mi się śmiesznie mały.
-Na Lilly pasowałaby idealnie- Carlos szepnął, jakby nie chciał niszczyć panującego wokół nastroju. Nie mogłam dać się ponieść wspomnieniom. Nie kiedy on był obok.
-Sama bym o tym nie pomyślała. Chciałabym wziąć te rzeczy ze sobą.
-To co cię powstrzymuje?- Zerknął na mnie, wyciągając jedną z różowych sukienek.
-Właściwie to nic. Muszę porozmawiać o tym z babcią.
-Wpadasz dzisiaj na coraz to lepsze pomysły, mała. Szkoda, że to ja jestem ich współtwórcą.
-Gdybyś powiedział to komuś kto nie jest mną, nie uwierzyłby Ci.
-Zdziwiłabyś się. Mam dar przekonywania i tyle.
-Cóż, nie poznałam jeszcze twojego daru przekonywania.
-Bo zawsze zgadzasz się na wszystko co powiem- Uśmiechnął się, zakładając mi na głowę diadem znaleziony w skrzyni- Od zawsze wiedziałem, że będziesz księżniczką.
Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się w jego wyświetlaczu.
-Nie sądzisz, że jest na mnie troszkę za mały?
-Kiedyś skombinujemy ci taki, który będzie pasował idealnie.
-Byłabym zachwycona. Gdybym miała 9 lat.
-Jestem pewien, że byłabyś zadowolona. Tylko mówisz, że byś nie była.
Zastanowiłam się nad jego słowami. Cóż, może miał rację. Może była we mnie ukryta ta mała dziewczynka, która wprost uwielbiała przebierać się w sukienki księżniczek. Ale skoro tamta wersja mnie nie miała możliwości powrotu to dokąd prowadziła ta rozmowa?
Właśnie. Donikąd.
-Zajmijmy się tym, po co tu przyszliśmy. Tak będzie zdecydowanie lepiej.
-A może zajmijmy się tym, po co ja tu przyjechałem?- zapytał.
-Po co tu przyjechałeś?
Tak, naprawdę mnie to interesowało. Do tej pory nie przypuszczałam, że jego przyjazd miał jakieś głębsze znaczenie. Ludzie często się odwiedzają. Prawda?
W tym momencie zaczęłam się jednak doszukiwać ukrytego sensu.
-Cóż, to trzeba pokazać- Wzruszył ramionami, wyciągając grzebień, replikę tego z Królewny Śnieżki.- Jeśli to powiem to straci całą moc.
-To w takim razie pokaż, co za problem?- Usiadłam na ziemi.
-To bardziej skomplikowane niż myślisz- Carlos przysunął się do mnie i wsunął grzebyk w moje włosy- I proszę. Gdybym był złą czarownicą już byś nie żyła.
-Znasz Śnieżkę?- zaśmiałam się, nie potrafiąc powstrzymać tego odruchu.
Zrobiło mi się ciepło przez sposób w jaki na mnie spojrzał.
-Siostrzenica zmusza mnie do oglądania za każdym razem jak przyjeżdżam z wizytą. I nie tylko Śnieżkę. Ona ogólnie gustuje w filmach Disneya.
-Bo ma dobry gust! Ja osobiście zaraziłam tym Lilly. Ona by Cię chyba wykastrowała, gdyby wiedziała, że groziłeś mi tym- wskazałam na grzebień, który nadal tkwił w moich włosach.
-Po pierwsze: Nie sądzę. To by znaczyło, że pozbawi się możliwości posiadania siostrzeńców. Po drugie: W bajkach wystarczy przystojny Książę, by przywrócić Księżniczkę do życia.- jak na zawołanie założył na głowę przymałą koronę.
Zaczęłam się śmiać. Wyglądał naprawdę zabawnie. I być może nie chciałam myśleć o sensie jego słów.
Nie, stop.
Nie chciałam źle ich zinterpretować. Po co robić sobie niepotrzebne nadzieje?
-Więc umarłam bezpowrotnie. Nie znam żadnego księcia, a tym bardziej przystojnego. Powiedz Jamesowi, że go kochałam. A najlepiej zrób to przy kamerach.
Latynos przekręcił oczami i delikatnie założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że kompletnie nie potrafisz być romantyczna? Czy to ze mną jest jakiś problem?
-Cóż, kiedyś się może komuś zdarzyło- zaśmiałam się- hej, równie dobrze mogę się tu wyłożyć i udawać martwą. Wiesz, czekając na pocałunek i te sprawy.
-Wcale bym nie narzekał. I od razu zadzwoniłbym po Adama. Tak, on też by nie narzekał.
Puf! Moja nadzieja pękła jak bańka mydlana.
-Cóż, Paul nie byłby zadowolony gdyby się dowiedział, że kolejna osoba wie o mnie i Jamesie.  A Adaś inaczej by się nie zgodził.
-Tak myślisz? Ja mam wrażenie, że nie zastanawiałby się długo. Wiem, bo ja też bym się nie zastanawiał.
-Ej, ty mój Książe, wróć do tematu. Dlaczego tu przyjechałeś?- Zmrużyłam oczy.
Naprawdę chciałam wiedzieć.
-I tu cię zdziwię, bo my tak właściwie cały czas kontynuujemy ten temat- Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Teraz siedząc obok siebie, stykaliśmy się biodrami.
-Jak to?
Proszę, żeby to było to na co wygląda.
-Za niedługo zrozumiesz. Obiecuję- objął mnie ramieniem, a ja nie umiałam się powstrzymać przed oparciem o niego.
-Powiedzmy, że mam naprawdę dużo czasu.
-Wiesz, że zawsze chciałem to zrobić? Po prostu usiąść koło ciebie i nie przejmować się niczym innym. Dlatego ci nie powiedziałem, że.. no wiesz, to ja.
Wiedziałam. Nietrudno było się domyślić o co mu chodzi.
-Czułam się wtedy cholernie oszukana. Ale chyba już mi przeszło. Tylko nawet nie myśl o ponownym oszukiwaniu mnie w kwestii czegokolwiek. Mam dość na kolejne kilkanaście lat.
-Nigdy więcej, ja już dostałem swoją nauczkę.
Poczułam się, jakbym była we właściwym miejscu. Tak spokojnie.
-W sumie miałam nadzieję, że to powiesz.
-Sabine? Jesteś tam?- Głos Laury rozszedł się po całym strychu.
I to by było na tyle z mojego „właściwego miejsca”.
Odsunęłam się od Carlosa, wstając i wyciągając wisiorek z kluczykiem ze skrzyni.
-Jestem! Już schodzimy!- Odkrzyknęłam, posyłając Latynosowi jedno z moich spojrzeń. On tylko wzruszył ramionami.
I faktycznie to zrobiliśmy chwilę później.
Laura widząc mnie, wyszczerzyła się i sięgnęła do moich włosów.
Wzięła grzebień i założyła go na swoją głowę.
-Jak wyglądam?- Oh, czy ona musi starać się być taka słodka? I czy naprawdę musi jej aż tak bardzo nie wychodzić?
-Cudownie- Carlos uśmiechnął się do niej szarmancko- Musisz wychodzić tak częściej.
Nie. Wcale nie byłam zazdrosna.
Przekręciłam oczami, wymijając ją i idąc w stronę schodów.

-Laura, to grzebień. Ten z Królewny Śnieżki. Właśnie powinnaś nie żyć.
_________________________
Mam nadzieję, że się spodoba. 
Chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt, tak przy okazji ;)
Do napisania!

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 29.

Schodząc po schodach miałam naprawdę dobry humor. Być może to komentarz Adasia mi go poprawił, a może była to sama jego obecność, nie byłam pewna.
Kiedy wyszłam na przedpokój, stanęłam jak wryta.
Nie mogłam powiedzieć, że nie spodziewałam się jego wizyty.
Miałam wrażenie, że właśnie to zrobi. Nie spodziewałam się jednak, że zrobi to tak szybko.
Cóż, na pewno nie przewidziałam też, że kompletnie nie będę wiedziała jak się zachować.
Po prostu stałam i na niego patrzyłam.
Tak, dla obserwatora mogło to wyglądać naprawdę zabawnie.
Chłopak odezwał się pierwszy, podnosząc jeden kącik ust do góry.
-Liczyłem chociaż na jakieś „miło cię widzieć” albo chociaż „cześć”.
Wtedy, słysząc jego głos, odzyskałam mowę.
-Skoro prosisz. Cześć. Miło cię widzieć.
Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Chłopak objął mnie ramionami.
Szybko się jednak ode mnie odsunął. Za szybko.
-Za to przywitanie dałbym ci trzy. Ewentualnie z plusem.
-Zasługujesz na trzy, ale dam Ci takie mocne dwa- Adaś nigdy nie tracił okazji, by wspomnieć naszą starą nauczycielkę od historii. Zaśmiałam się.
-Adaś, poznaj Carlosa. Carlos, to jest Adam. Umm.. Laura, ty już chyba zdążyłaś go poznać- spojrzałam na moją kuzynkę, która teraz uśmiechała się kokieteryjnie.
-Tak, zdążyłam- mówiła łamaną angielszczyzną. Cóż, i tak szło jej lepiej niż ostatnim razem.
Carlos wyciągnął rękę w stronę Adama.
-Miło Cię poznać. Sabine dużo mi o tobie mówiła.
Chłopak ją uścisnął.
-Ciebie też. I sam słyszałem o tobie co nie co. Nie tylko od Sabi.
-Czaję- Carlos się uśmiechnął.
Adaś zwrócił się do mnie:
-Będę się zbierał.  Muszę jeszcze wstąpić do sklepu, mama może potrzebować pomocy.
-Pozdrów ją ode mnie- mocno go przytuliłam. Tak, trwało to dłużej niż powitanie z Carlosem.
-Tak zrobię- i już po chwili go nie było.
Latynos cały czas mi się przyglądał, a kiedy nasze spotkania wreszcie się spotkały, podniósł brwi.
-He's fallen in love in the worst way.*
Prawdą było, że Carlos troche zmienił słowa, jednak to nie miało znaczenia. Liczył się przekaz.
Dobrze wiedziałam, że miał na myśli Adasia.
-Nie pogarszaj sytuacji- wymamrotałam- Dobrze wiesz, że mam chłopaka. I on też o tym wie.
Cóż, to było najlepsze wyjaśnienie. Ja sama często musiałam sobie o tym przypominać. Ale teraz, kiedy Carlos stał obok mnie, to było trudniejsze niż zwykle.
Wszyscy zakochaliśmy się w najgorszy sposób.
Mój brat zbiegł po schodach i uśmiechnął się na widok mojego towarzysza.
-Wreszcie przyjechałeś.
-Czekaj.. jak to wreszcie?- spytałam brata zbita z tropu. On o tym wiedział?
-No tak, wreszcie. Trochę pisałem z Carlosem przed jego przyjazdem. Miło w końcu Cię poznać- uścisnęli sobie ręce.
-Hej, dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?- Patrzyłam to na jednego to na drugiego
To Latynos postanowił mi odpowiedzieć.
-Bo nie mogłaś dowiedzieć się przed faktem.
-Ale to wredne- przekręciłam oczami, nie dając po sobie poznać, jak miło mi się przez to zrobiło.
-Jakby cię to jakoś dziwiło. A teraz won na górę. Carlos musi być zmęczony. Laura, ty zostajesz tutaj- zwrócił się do kuzynki, która już miała zamiar dodać coś od siebie.
Od razu się zamknęła.
Carlos spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
-Prowadź.
Bez słowa ruszyłam schodami na górę, by już po chwili wchodzić do mojego pokoju.
Latynos zaciekawiony się rozejrzał. Jego wzrok zatrzymał się na tablicy ze zdjęciami i to właśnie tam w pierwszym momencie się skierował. Oglądał każde zdjęcie po kolei, zatrzymując się przy ciekawszych.
5-letnia ja z nogami w pralce.
Ja z moim bratem w dziurze wykopanej nad morzem.
Ja na balu przebierańców w pierwszej klasie.
Ja z Adasiem przebrani za jakieś dziwne stwory.
Zdjęcie z moich urodzin z tatą.
Screen pierwszej rozmowy z „Joshem”.
Przy ostatnim Carlos się zatrzymał, lekko dotykając go opuszkami palców. Poczułam, jak na moje policzki wstępuje rumieniec.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, uważnie mi przyglądając.
-Chciałem zobaczyć tę tablicę od dnia, kiedy się o niej dowiedziałem.
-Cholernie często o niej mówiłeś.
-Teraz chyba mogę już przestać- delikatnie się uśmiechnął i rozłożył ręce- Chodź do mnie.
Cóż, dwa razy nie musiał tego powtarzać. Wtuliłam się w niego i tym razem wcale nie miał w planach odsunięcia się ode mnie. Trzymał mnie w ramionach, a ja po prostu cieszyłam się chwilą.
Bo wreszcie naprawdę mogłam to robić. Czułam się, jakbym tak naprawdę pierwszy raz przytulała mojego przyjaciela. Chyba pierwszy raz dopuściłam do siebie tę myśl.
- We just now got the feeling that we're meeting, for the first time- zanucił.
Głęboko odetchnęłam.
-Nie igraj z moimi emocjami. Są już wystarczająco nadszarpane.
-Dlaczego?- odsunął się tak, by móc spojrzeć na moją twarz.
-Nie dość, że tu jesteś, to jeszcze mam pamiętnik taty bez klucza. A wizyta Jamesa wcale niczego nie ułatwiła- Wyjaśniłam i pociągnęłam go na łóżko. Usiedliśmy koło siebie.
-Co było nie tak z Jamesem? On jakoś specjalnie nie narzekał. Wręcz przeciwnie, jeśli już mogę ocenić.
Jak mus to mus.
-Prawdopodobnie spytał mnie, czy nie chcę z nim być.
Na twarzy Carlos odmalował się najpierw szok, a później zrozumienie. Uniósł kącik ust i westchnął.
-To naprawdę wszystko wyjaśnia.
-I ja prawdopodobnie się nie zgodziłam.
O, proszę. Jeszcze większy szok. Dlaczego jego mina sprawiła mi przyjemność? Nie powinna.
-Dlaczego nie?
-Bo nie chciałam- wzruszyłam ramionami- Po prostu nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. James jest cudownym przyjacielem. Ale tylko nim.
Przed odpowiedzią chłopak odchrząknął, jakby próbując zamaskować śmiech. Zawsze tak robił.
-Przyznaj, że to ja jestem tym najcudowniejszym.
-Niedoczekanie twoje- prychnęłam, chociaż w duchu mimowolnie przyznałam mu rację.
-Jeszcze zobaczymy. Przyznasz mi rację. Co z tym pamiętnikiem?
Wzięłam go do ręki i podałam Carlosowi. Ten obejrzał go z każdej strony.
-Domyślam się, gdzie jest klucz- powtórzyłam mu historię, którą wcześniej opowiedziałam Adasiowi.
Carlos był coraz bardziej zainteresowany.
-No to na co my tu czekamy? Chodźmy to sprawdzić.
 ______________________________________________


*on zakochał się w najgorszy sposób.- the script- Walk Away

No nic, to jest kolejny. Do napisania za tydzień! ♥

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 28.

Weszłam do pokoju, wiedząc, że Adaś depcze mi po piętach.
-Więc mówisz, że Cię tu odwiedził?
Spojrzałam na niego wybita z rytmu.
-Kto mnie odwiedził?
-Twój chłopak. James z tego co się orientuję- Rzucił się na łóżko w ten sam sposób, w jakim zwykł to robić przed swoim wyjazdem. Widząc to nie potrafiłam być poważna. Szeroko się uśmiechnęłam.
-Tak, przyjechał akurat w trakcie świąt. Zaraz po tym jak widziałam się z tobą.
Położyłam się koło niego, patrząc w sufit.
-To bardzo miło z jego strony.  Ja nigdy cię tu nie odwiedziłem.
Od samego początku wiedziałam, że go to gryzie. Domyślałam się, że się o to obwiniał. Nie powinien. Nie odwiedził mnie, ale ja także tego nie zrobiłam. Wina za nie utrzymywanie kontaktów leżała więc po obydwu stronach. A może trochę bardziej po mojej. On w końcu starał się do mnie pisać.
-I dobrze. Samoloty do Holandii pewnie kosztują fortunę.
-Nawet jeśli, to byłoby tego warte. Ale teraz za późno na gdybanie. Ważne, że teraz tu jesteś.
-Zostaję jeszcze pięć dni. Później muszę wracać do siebie.  Szkoła na mnie czeka. Ostatnio zrobiłam sobie od niej przerwę, a przecież mam egzaminy w tym roku.
-Masz tam, no wiesz, przyjaciół?- obrócił się na bok tak, by mnie widzieć.
-W szkole? Nie. Nie potrzebowałam tego, a ludzie nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Wcale nie narzekałam. Tylko po tym jak ogłosiłam, że jestem z Jamesem to zaczęli zwracać aż za bardzo. Chciałam poczekać, aż ten fakt stanie się wiesz, bardziej naturalny.
-Ale nie pomyślałaś o tym, że on prawdopodobnie nigdy się taki nie stanie.
-Trochę mam jednak nadzieję, że tak. Okaże się jak tam wrócę.
W tym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Chwilę potem ukazała się w nich głowa mojej babci.  Weszła do środka, posyłając Adamowi miły uśmiech, po czym podała mi jakąś książkę.
-Co to jest, babciu?- obejrzałam ją  z każdej ze stron. Była zamknięta na klucz.
-Pamiętnik twojego ojca. Opowiadałam ci o nim.
-Oh- automatycznie straciłam zainteresowanie wszystkim innym. Jeszcze raz przyjrzałam się małej kłódce, która uniemożliwiała otworzenie.
-Próbowaliśmy z Laurą znaleźć klucz, jednak z marnym skutkiem- potarła dłonią kark- myśleliśmy, że może ty wiesz, gdzie on może być. Ten pamiętnik był pisany dla ciebie, słońce. Twój tata zaczął go pisać po twoim urodzeniu.
-Dziękuję, babciu. Możliwe, że domyślam się gdzie jest klucz- posłałam jej uśmiech, nie chcąc pokazać jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie ta wiadomość. Dlaczego nie pokazała mi go wcześniej? Dlaczego mama nigdy o nim nie wspomniała?
-Ja  już wam nie przeszkadzam- cofnęła się i po chwili drzwi się zatrzasnęły.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Wpatrywaliśmy się w pamiętnik w moich rękach, jakby coś miało zaraz z niego wyskoczyć.
To Adaś pierwszy przerwał milczenie:
- Naprawdę domyślasz się, gdzie może być klucz?
-Tak, myślę, że tak- spojrzałam na niego- pamiętasz tą skrzynię, w której były wszystkie stroje, które tata dla mnie kupił?
Kiwnął głową.
-Tak, coś kojarzę. Przebieraliśmy się w nie.
-Tak, właśnie- nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na wspomnienie siebie w długiej różowej sukni, Adasia w stroju Robin Hooda i mojego taty, który na nas patrzył, gdy wystawialiśmy przed nim różne przedstawienia. Otrząsnęłam się z tych wspomnień, bo było w nich coś smutnego. Być może fakt, że nie miały prawa nigdy więcej się powtórzyć?- w każdym razie ona była zamykana na klucz. Tata mówił, że to tylko moje stroje i nikt nie może mi ich zabrać. Więc miałam swój klucz, z resztą nadal mam.
Automatycznie zaczęłam szukać  kluczy w torebce, po chwili wyciągając ich pęk. Złapałam za odpowiedni klucz i pokazałam mu.
-Jest za duży na tą kłódkę- zauważył bardzo inteligentnie.
-Nie jestem głupia- zaśmiałam się- ale w tej skrzyni jest wisiorek z kluczem, który zawsze mi zakładał. Myślę, że to może być to.
-Masz zamiar to teraz sprawdzać? Nie zrozum mnie źle, ale wiesz przecież, że nigdy nie przepadałem za twoim strychem.
-Wiem, Adaś, wiem. Zrobię tu później- uspokoiłam go, odkładając klucze.
Chłopak odetchnął z ulgą.
-To naprawdę miłe z twojej strony.
-Ale przecież w moim strychu nie ma nic strasznego.
-Złamałem na nim nogę, nie dziw mi się- przekręcił oczami, a ja mimowolnie zachichotałam.
-Tylko i wyłącznie dlatego, że chciałeś zaprezentować mój wcześniejszy upadek.
-Różnica jest taka, że tobie skończyło się na jakimś otarciu, a ja byłem uziemiony przez następne trzy tygodnie.
-To karma. Ze mnie nie powinno się śmiać- szturchnęłam go.
-Wtedy o tym nie wiedziałem. Byłem biednym, nieświadomym jedenastolatkiem.
-Ale równie głupim jak teraz- wyszczerzyłam się, nie potrafiąc się powstrzymać.
-Masz żarty na poziomie drugoklasistki!- Adaś spojrzał na mnie z wyrzutem i uśmiechnął półgębkiem- nic się nie zmieniłaś.
-Wezmę to za komplement.- oświadczyłam, przeciągając się.
-Inaczej to mogłoby się dla mnie źle skończyć, prawda?
-Nie. Prawdopodobnie tylko bym się na ciebie ”obraziła”.
-Czyli nic by się nie zmieniło. Nie oszukujmy się skarbie, nie potrafisz być na mnie zła- uśmiechnął się w sposób, który przypominał mi dlaczego podobał się większości dziewczyn w naszej szkole.
-Doprawdy? Chcesz się przekonać?- założyłam ręce na piersiach.
Cóż, miał rację. Nie potrafiłam być na niego zła.
Kiedyś był jedyną taką osobą.
W ostatnim czasie to się jednak zmieniło.
-Jasne. Ja zawsze.- odpowiedział dokładnie w momencie, w którym z dołu dobiegł nas zadowolony głos mojej kuzynki.
-Sabine, nie zgadniesz kogo ci tu przyprowadziłam! Po prostu padniesz!- mówiła przesadnie słodko, nawet jak na nią.
Zauważyłam szeroki uśmiech na twarzy Adasia. Już się cieszyłam, wyobrażając sobie, jak będzie ją później przedrzeźniał.
-Cóż, myślę, że musimy iść uratować tego nieszczęśnika z jej rąk- westchnął i podniósł się z jękiem.
-A było tak miło- mruknęłam odkładając pamiętnik na szafkę i wychodząc za nim z mojego pokoju.
Zatrzymał się przed schodami i odwrócił w moją stronę, słodko uśmiechając.
-Sabiiii...
-Co?- mruknęłam i podniosłam brwi.
Głos Adasia był nienaturalnie słodki, gdy zamrugał w charakterystyczny sposób i powiedział:
-Tylko spróbuj nie padnąć.
_______________________________________________________
Wreszcie odzyskałam mój laptop i internet. 
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału i jednocześnie dziękuję Oli, która zamieściła wcześniejszą informację.
Następny pojawi się za tydzień. 
Tym razem naprawdę jestem tego pewna.

wtorek, 10 marca 2015

WAŻNA INFORMACJA!

Siemaneczko. Tutaj przyjaciółka autorki opowiadania. Informuję, że rozdział pojawi się najprawdopodobniej w weekend, ponieważ jest brak internetu. Jeśli do tego czasu coś się zmieni to rozdział będzie dodany szybciej.
Strzałeczka, trzymajcie się!

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 27.

Tommy zatrzymał się na poboczu i spojrzał na mnie zaskoczony. Wracaliśmy właśnie z lotniska, gdzie jeszcze przed chwilą żegnaliśmy Jamesa. Mój brat nie był teraz zadowolony z wieści, jakie mu przekazałam.
- Odmówiłaś mu? O d m ó w i ł a ś?
- Odmówiłam. Co w tym takiego dziwnego?
- To, że on praktycznie JUŻ jest twoim chłopakiem!- potrząsnął głową- ułatwiłabyś sobie życie.
- Wcale nie. Ono jeszcze bardziej by się skomplikowało.
Tommy spojrzał na mnie, jakby w tym momencie wszystko rozumiejąc.
- Zaproś do nas Carlosa.
Zaśmiałam się.
- Wieeesz... To taka dziwna sytuacja. Bo ja chyba w pewnym sensie już to zrobiłam.
- Co? Kiedy?- spojrzał na mnie zaskoczony.
Jakby nie znał mnie wystarczająco dobrze.
- Wczoraj. Jak do mnie dzwonił. Co w tym dziwnego?
-Może to, że masz chłopaka?
-Carlos o tym wie- uśmiechnęłam się.
-Ale nasza babcia nie.
Na jego słowa moja mina zrzedła. On odpalił auto i ruszył w dalszą drogę, a ja kontynuowałam temat.
-Carlos i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przyjaciele się czasem odwiedzają.
-Nie patrzysz na niego jak na tylko przyjaciela- stwierdził.
-Ale on patrzy.
-Właśnie przyznałaś mi rację.
-Nie mam zamiaru kłamać.
-Jeszcze kiedyś tego pożałujesz- stwierdził- Lubię wykorzystywać wiedzę przeciwko tobie.
-Wiem. Dlatego nie powiem ci co się stało, kiedy odmówiłam Jamesowi- odbiłam pałeczkę.
-Jak to nie? Sabi! Mów mi w tej chwili!
-Nie ma takiej możliwości, braciszku.
W tym momencie zaparkował przed domem, a ja zauważyłam błękitny samochód, zaparkowany przed bramą.
Laura.
O nie.
Przeniosłam swój wzrok na  Tommy’ego i przekręciłam oczami.
-Czy możemy jechać gdzieś daleko? Opowiem Ci wszystko, co będziesz chciał wiedzieć!
-O nie- zaśmiał się- Idziemy stawić czoła wszelkiemu złu, jakie na nas czeka za tamtymi drzwiami.
-Jesteś złym człowiekiem- wysiadłam z samochodu.
Naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Podczas ostatniej naszej rozmowy zachwycała się wyglądem Jamesa, nie zważając na fakt, że ten jest moim chłopakiem.
Nie byłam zazdrosna ale wiedziałam, że byłoby inaczej, gdyby James naprawdę był moim chłopakiem.
Już po chwili wchodziłam do domu.
I przyznaje, próbowałam niezauważenie przemknąć się do mojego pokoju.
Głos Laury dobiegł mnie dopiero w połowie schodów.
-Sabine! O. Mój. Boże. Jak ja cię dawno nie widziałam!
Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła, a ja wręcz przeklęłam w myślach.
Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
-Ciebie też miło widzieć, Laura.
-Chodź, idziemy porozmawiać!- pociągnęła mnie za rękę, idąc w stronę mojego pokoju-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przyjechałaś? I dlaczego nie powiedziałaś, że twój chłopak cię odwiedził? Chciałam go poznać!
-Byłam tak szczęśliwa, że przyjechał, że zapomniałam. Poznacie się następnym razem!
Skłamałam. Cóż.
Miałam cichą nadzieję, że nie będzie musiał jej poznawać. Żaden z nich.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam jednak, że to nieuniknione.
Moja kuzynka usiadła na łóżku i posłała mi uśmiech.
-Mam nadzieję. Naprawdę chcę poznać tego latynosa...- zastanowiła się- jak mu tam?
-On nazywa się Carlos- mruknęłam, próbując opanować złość.
-Właśnie. Jeśli nie licząc tego twojego, to właśnie on jest najprzystojniejszy. A dużo zarabiają?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Nie mam pojęcia! Kompletnie mnie to nie interesuje.
Jak można pytać o coś takiego? Jak może kogoś interesować coś takiego?
Cholerna materialistka.
-A powinno. Z resztą, są sławni. Muszą mieć mnóstwo pieniędzy. Wiesz, pytam o to, bo to przecież najważniejsze. Nie potrzebuje chłopaka, który nie będzie potrafił mnie utrzymać. Jakoś trzeba sobie radzić- nakręciła się, a krew we mnie zawrzała.
Żaden z chłopaków nie będzie taki głupi.
-Cóż, ja osobiście potrafię na siebie zarobić. Nie wiem jak ty.
-Po co zarabiać, skoro można znaleźć bogatego chłopaka?- wzruszył ramionami, a ja już miałam odpowiedzieć jej coś niekoniecznie miłego, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
Carlos.
Odebrałam, modląc się w duchu, żeby Laura nie zrobiła niczego głupiego.
-Cześć, Carlos.
-Hej, Meg. Przeszkadzam?-  po odgłosach dobiegających ze słuchawki wywnioskowałam, że jedzie gdzieś samochodem.
-właściwie to nie. Gdzie to się wybierasz i dlaczego rozmawiasz przez telefon podczas prowadzenia samochodu?
Usłyszałam jego śmiech. Podnoszący na duchu, zdecydowanie.
-Głośnik, mała. Jadę do sklepu, dzisiaj moja kolej i te sprawy. Potrzebowałem towarzystwa w drodze.
-I dlatego postanowiłeś pomęczyć mnie.- zaśmiałam się.
-Tak, właściwie byłaś jedyną osobą o której pomyślałem. Lubię Cię męczyć.
-Zdaje sobie z tego sprawę. Nie lubię być męczona.
-Jak to nie? Nie brzmisz na specjalnie niezadowoloną.
W tym momencie po tonie jego głosu wyczułam, że się uśmiechnął. Wyszłam z pokoju, zostawiając tam Laurę, żeby móc swobodnie porozmawiać.
-Wyglądam na osobę, która jest zakochana w twoim przyjacielu. Tak, myślę, że jestem niezłą aktorką.
-Robisz to naprawdę przekonywująco- powiedział po chwili ciszy.
-Dziękuję. W sumie to tak ma być.
-Sabine, czujesz coś do niego?
Odetchnęłam sfrustrowana. Skąd ludzie to biorą?
-Dlaczego każdy mnie o to pyta?
-Bo ludzie widzą zdjęcia. I jak bardzo byś się nie starała nie będziesz potrafiła okłamać ludzi, którzy patrzą na twoje oczy. A ty byłaś w niego wpatrzona.
-Mówisz tak, jakby to było coś złego.
Po powiedzeniu tych słów zapanowała cisza, a ja zechciałam je cofnąć. To zabrzmiało tak, jakbym przyznawała rację jego słowom.
Kiedy znowu się odezwał jego głos brzmiał łagodniej niż wcześniej:
-Oczywiście, że to nie jest nic złego, Sabi. Po prostu chciałem wiedzieć, bo jestem twoim przyjacielem, pamiętasz?
Automatycznie zrobiło mi się głupio.
-Przepraszam. Po prostu dzisiaj tłumaczyłam to mojemu bratu i jest tym zmęczona. Gdybym powiedziała, że nic do niego nie czuję, nie uwierzyłbyś mi tak samo jak on.
-Czy pamiętasz choć jedną sytuację,  w której ci nie wierzyłem? Z resztą, porozmawiamy o tym później. Dojechałem. Odezwę się za jakiś czas.
Rozłączył się, a ja zostałam sama ze swoimi myślami.
Nie byłam pewna, czy warto mówić mu o całej tej sytuacji z Jamesem.
Ta wiadomość i tak niczego by nie zmieniła.

________________________

1. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, naprawdę przepraszam. Jak pisałam ostatnio naprawdę mam strasznie dużo rzeczy na głowie.
2. Dziękuję za 30 tys. Wyświetleń! to strasznie dużo dla mnie znaczy. ♥
3. To 100 post na tej stronie. Trochę już tu tego opublikowałam, prawda?

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 26.

 Musiałam przyznać, że nie miałam ochoty na rozmowę z Jamesem.  Nie po tym jak mnie okłamał. Cóż, być może chodziło o to, że działał na niekorzyść Carlosa.
Ale równie dobrze mógł to być fakt, że wolałam siedzieć tu teraz z nim.
Bo to właśnie Carlos był tym, który powinien był mnie odwiedzić.
Ale nie mogłam tego przecież pokazać.
James naprawdę dobrze dogadywał się z moją rodziną. A przynajmniej tą jej częścią, która miała opanowany angielski. Babcia tylko siedziała i uśmiechała się, kiwając głową, niczym do rocznego dziecka, które coś po swojemu majaczy. Ja jednak myślami byłam zupełnie gdzie indziej, dlatego po jakim czasie zdobyłam się na ten jakże niekulturalny gest i wyszłam z pokoju, przepraszając.
Kiedy byłam w swoim pokoju, wyciągnęłam laptop i weszłam na moją pocztę. Trochę zajęło mi przypomnienie sobie hasła. Tak dawno jej nie używałam.
Musiałam przeczytać wiadomości od Adasia. Chociaż niektóre.
Wygodnie usiadłam i zaczęłam czytać co drugiego maila.

Od: Adam
Do: Sabina
Tytuł: Niespodzianka?
 Hej, jak to możliwe, że się od nas wyprowadziłaś? I to akurat wtedy, kiedy ja postanowiłem wrócić? Słyszałem o Twoim tacie. Naprawdę mi przykro. Mam nadzieję, że jak najszybciej tu przyjedziesz. Chciałbym znowu Cię zobaczyć. Tęsknię za tobą. O mój Boże, te słowa są do mnie tak niepodobne. Czekaj, muszę zatrzeć te wrażenie.
Cześć Krasnalku! Urosłaś już trochę? Wróciłem do Polski. Ty też powinnaś. Nie mam się z kogo śmiać, a wiesz jaki marudny potrafię się wtedy stać.
Brzmi lepiej? Mam nadzieję.


Od: Adam
Do: Sabina
Temat: Dziewczyna!
Mam.dziewczynę.
Uwierzyłabyś w to? Ja też nie. To tak jakby powiedzieć, że kiedykolwiek będziesz ode mnie wyższa.
Nigdy w życiu.
A jednak! Nazywa się Patrycja i jest blondynką. Zawsze miałem słabość do blondynek. Może z wyjątkiem Ciebie.
Żartowałem! Chociaż nie powinienem tego mówić.
W każdym razie jestem z nią od.. dzisiaj. I jak na razie dobrze nam się powodzi. Oh, aż słyszę twój głos w głowie. Powiedziałabyś, że dajesz nam tydzień, czyż nie?
Zobaczymy.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: Wygrałem!
Byłam z nią równy tydzień i jeden dzień! Wychodzi na to, że wygrałem, przyjaciółko.
Fakt, że czekałem na ten dzień z upragnieniem wcale nie jest ważny. Cóż, Patrycja nie była dziewczyną dla mnie. Tylko ty możesz być ładna i mądra jednocześnie.- O, patrz! Komplement! Zapisz ten dzień w kalendarzu, bo kolejna taka okazja szybko Ci się nie trafi.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: Głupie nadzieje?
Cześć Sabinko! Nie mam pojęcia dlaczego nadal do Ciebie piszę, skoro nadal mi nie odpisałaś. Mimo wszystko nadal wchodzę na tego maila z nadzieją, że będzie tu wiadomość od Ciebie. Czy to bardzo dziwne? Naprawdę za Tobą tęsknie.- A musi być naprawdę źle, skoro już Ci to piszę. Nie ma Cię tu już rok. Cały rok! Zacząłem pracować w sklepie mojej mamy, wiesz? Po twoim wyjeździe sporo się zmieniło. Chciałbym opowiedzieć ci o tym osobiście.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: a może?
Piszę tylko żeby poinformować Cię, że zmieniłem numer. Nie wchodzisz tu, ale kiedyś będę miał satysfakcję, kiedy będziesz musiała go szukać. Chyba, że ładnie poprosisz, wtedy może się zastanowię. Może.
Być może jest jeden sposób, który by mnie przekonał.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: Cokolwiek.
Cóż, kiedyś obiecałem sobie, że nie będę wyjawiał takich rzeczy drogą internetową. Ale jak inaczej mam to zrobić? Myślałem o tym przez ostatnie dni, kiedy to wchodząc na pocztę znowu nie zobaczyłem Twojej odpowiedzi. Wyjeżdżając do Holandii mogłem spodziewać się takiego końca. Tylko, że ja nadal mam nadzieję, że tu przyjedziesz. I że wszystko będzie tak jak dawniej. Ale piszę w zupełnie innej sprawie. To ty zawsze pomagałaś mi w moich „problemach miłosnych”, mała. Więc i tym razem pozwól mi się wygadać.
Zdałem sobie sprawę, że Przyjaźń Damsko- męska jest przereklamowana. Pamiętam jak o tym rozmawialiśmy, kiedy ty miałaś 15 lat, a ja jeszcze 14. (Nigdy więcej nie przypomnę Ci, że jestem młodszy o te dwa miesiące, teraz to po prostu chwila słabości.) Powiedziałaś mi wtedy, że jesteśmy doskonałym przykładem takiej przyjaźni.
Wychodzi na to, że się myliłaś.
Twój Adaś.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: Zapomnij.
Oh, a więc masz chłopaka. Najlepiej będzie, jeśli obydwoje zapomnimy o tym co napisałem kilka dni temu. Po prostu myślałem o Tobie za dużo. To wszystko. To wcale nie jest prawda.
Przyjaźń damsko-męska istnieje, jej. Powinniśmy oboje cieszyć się z tego powodu.
Sabinko, jaki on jest? Dobrze Cię traktuje? Bo pamiętaj- jeśli on złamie Ci serce, ja złamię mu nos.
Szkoda, że już nic nie będzie takie jak dawniej.

Od: Adam
Do: Sabina
Temat: ZMIENIŁEM ZDANIE.
Nie waż się czytać tych wszystkich wiadomości, jasne? ANI.NIE.PRÓBUJ. Tak będzie lepiej dla nas obojga.
Jak Ty się zmieniłaś. Cóż, to nawet dobrze, bo sam nie jestem tym samym człowiekiem, którym byłem przed moim wyjazdem. Sama dzisiaj widziałaś, jak bardzo za Tobą tęskniłem. Wiesz też, że nie jestem dobry w okazywaniu uczuć. Tak, to akurat się nie zmieniło. Fakt, że pierwszy raz możesz odpisać na mojego maila jest cudowny i przerażający zarazem.
I powtarzam raz jeszcze.
W starszych wiadomościach NIE MA nic CIEKAWEGO.

Zamknęłam laptopa, próbując powstrzymać łzy. Przez ostatnie lata myślałam o nim, a teraz okazało się, że to ja byłam tą, która nie próbowała utrzymać kontaktu. Poczułam się, jakby coś mi umknęło dawno temu, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze straty.
Miałam zapomnieć.
Ktoś zapukał do pokoju. Wzięłam głęboki oddech.
-Proszę!
Głowa Jamesa pojawiła się w drzwiach.
-Mogę?
Poklepałam miejsce na łóżku koło siebie.
-Śmiało. Przepraszam, że tak uciekłam.
-Nie szkodzi- mruknął, siadając koło mnie- Właściwie to przyszedłem żeby z tobą porozmawiać.
-O czym takim?
-Myślałem trochę o naszym związku- ostatnie słowo ujął palcami w cudzysłów.
O. To może być ciekawe.
- I do czego doszedłeś?
-Pomyślałem sobie, czy ze „związku” nie zrobić, no wiesz, związku- Mruknął, przyglądając mu się, a ja zaczęłam się denerwować. Co on mi proponował?
-Czy ty coś sugerujesz?
Chłopak wzruszył ramionami.
-Chyba na swój sposób pytam się ciebie, czy chcesz ze mną być. Więc jak?

Patrzyłam na niego, nie wiedząc co powiedzieć. James nie mógł mieć lepszego wyczucia czasu.

_________________________________________
Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj. Miałam po prostu strasznie dużo na głowie, a i teraz nie jest mi łatwo pisać z bandażem na ręku.
Następny pojawi się w sobotę, jak zawsze.
Do napisania!

sobota, 14 lutego 2015

Rozdział 25.

Powoli weszłam do salonu, zastanawiając się kto wpadł na pomysł odwiedzenia mnie.
Tak, to było do przewidzenia.
Była tylko jedna osoba, która mogłaby wpaść na taki pomysł.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do mojego przyjaciela- bo naprawdę myślałam, że mogę go tak nazwać- po czym mocno go przytuliłam. On od razu zamknął mnie w swoich ramionach.
Tak, naprawdę zdążyłam się do nich przywiązać przez ostatni miesiąc.
-Co ty tu robisz?- zapytałam, co może nie było najlepszą formą przywitania.
-Przyjechałem do ciebie. Co prawda jutro wracam do rodziny, ale po prostu musiałem Cię zobaczyć-mruknął, odsuwając mnie od siebie i patrząc mi w oczy.
-Nie wierzę- zaśmiałam się- Naprawdę cieszę się, że przyjechałeś.
Tommy, do tej pory siedzący na kanapie, odchrząknął.
-Więc kogo spotkałaś i kto był tak ważny, żeby zająć ci całą godzinę?
Automatycznie spojrzałam na zegarek.
-Nie było mnie całą godzinę? Rany, byłam pewna, że rozmawiałam z nim tylko kilka minut- naprawdę byłam zaskoczona. Czas w jego towarzystwie mijał tak cholernie szybko.
-Niech zgadnę. Byłaś w sklepie i spotkałaś Adama, czyż nie?- Tommy uśmiechnął się pod nosem.
Cóż, gdy byliśmy młodsi musiał godzinami wysłuchiwać moich opowieści o Adasiu. Był okres w moim życiu, kiedy byłam nim oczarowana, a ja i Tommy byliśmy naprawdę przykładnym rodzeństwem. Cóż, przynajmniej wtedy kiedy nie chcieliśmy się nawzajem pozabijać.
Szczegół.
-Oh, tak, dokładnie. Wiedziałeś, że pracuje w sklepie swojej mamy? Pani Basia zawsze mówiła, że nie pozwoli mu się tym zająć. Był chodzącym nieszczęściem...
-...Kiedy ciebie nie było w pobliżu- dokończył za mnie dobrze znane mu zdanie- Tak, wiem, rozmawiałem z nim przed przyjazdem tutaj. Nie chlapnąłem mu, że tu jesteś żeby zrobić mu niespodziankę. Z tego co widzę to się udała.
-Kim jest Adam?- James wtrącił się do rozmowy.
Tommy postanowił mu odpowiedzieć.
-Przyjacielem Sabi z dawnych lat. Kiedyś byli nierozłączni. Osobiście byłem pewien, że kiedyś będą razem, ale wtedy on wyjechał- wzruszył ramionami- to cała historia.
James przeniósł na mnie swój wzrok.
-On wie?
-Kto wie?- Zapytałam zbita z tropu. Tak naprawdę myślami byłam w zupełnie innym miejscu.
-Twój brat. A z resztą. Pewnie tak. Chciałem właściwie zapytać o to, czy powiedziałaś Adamowi o.. no wiesz, nas-zaplątał się- więc w sumie nie powinienem pytać przed chwilą o twojego brata, ale właśnie o niego.
-Czekaj, powtórz to jeszcze raz, bo chyba straciłem wątek rozmowy- Tommy podniósł brwi.
-Rozumiem- mimowolnie się zaśmiałam- Adaś myśli, że jesteś moim chłopakiem. I nie jestem pewna, czy chcę wyprowadzać go z błędu.
Ostatnie zdanie powiedziałam wbrew sobie. Wiedziałam, że jeśli przyjdzie mi okłamać mojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, będą mnie dręczyć niesamowite wyrzuty sumienia. Zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Automatycznie poczułam się smutno. Dopiero teraz dotarło do mnie, że czasy zabaw z Adasiem- chłopakiem z którym mogło mnie coś połączyć- minęły bezpowrotnie.
James jednak nie wyczuł mojego nastroju.
-To dobrze. Im mniej ludzi będzie wiedziało tym lepiej.
-Też tak myślę- mruknęłam.
Cóż, czasami trzeba okłamać nawet osoby, które nazywa się przyjaciółmi.
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
-Przepraszam na chwilkę. Carlos dzwoni- Odebrałam, oddalając się od chłopaków- Tak, Carlos?
-Sabine? Nie przeszkadzam?
-Pewnie, że nie - uśmiechnęłam się, chociaż wiedziałam, że on nie może tego zobaczyć. Byłam jednak pewna, że doskonale wyczuł zmianę mojego humoru. A poprawił się- jak tylko usłyszałam jego głos.
-Cieszę się. Co robisz?- Sam się uśmiechnął. Słyszałam to po tonie jego głosu.
-Właściwie to przed chwilą wróciłam z zakupów. I James do mnie przyjechał, więc przed twoim telefonem rozmawialiśmy. A ty? Jesteś z rodziną?
-Oh, tak jestem- Mruknął, widocznie przygaszony- Siedzę z braćmi, chociaż powinienem być teraz u ciebie.
-Powinieneś?- zmarszczyłam brwi. Nie rozumiałam.
-James ci nie powiedział? Miałem taki zamiar, ale rozumiesz: umowa. Musiałem przed tym zadzwonić do Paula, a on się nie zgodził. Powiedział, że to źle wpłynęłoby na wasz ‘związek’. A później wysłał do Ciebie Jamesa.
-Więc.. James nie przyjechał tu z własnej woli?
-A miał?- Carlos podchwycił temat.
-Nie. Po prostu tak to ujął. Ale mogę się mylić.
-Nie wiem, ale wyjaśnij to z nim. Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo jestem z tego powodu zły.
Głęboko odetchnęłam. Cóż, ja też po części byłam.
-Mam zamiar.  Jeszcze będziesz miał szansę mnie odwiedzić.
-Następnym razem zrobię to bez porozumienia z Paulem. Spodziewaj się mnie na dniach.- cicho się zaśmiał.
-Grozisz czy obiecujesz?
-Chyba i to i to. He says he's gonna take a bite from the forbidden fruit. *
Przez chwilę milczałam, po prostu się to siebie uśmiechając. Carlos nie robił tego od czasu, gdy dowiedziałam się prawdy. Teraz jednak z przyjemnością mu odpowiedziałam:
-She says never never bite more than you can chew.**
Carlos cicho się zaśmiał.
-Dlaczego czuję się, jakbyśmy robili to po raz pierwszy?
-Ja tak samo. I wbrew pozorom jest to naprawdę świetne uczucie.
-Jakbyśmy zaczynali od nowa?
-Jakbyśmy zaczynali od nowa.
-But this time he's not gonna be another could've been***- zanucił - Wracaj tam do nich. Za niedługo się zobaczymy.
-Jeśli prosisz. Do usłyszenia, Carlos.
-Cześć, Meg. Wesołych Świąt.
Weszłam do pokoju, w którym siedzieli James z Tommy’m. Oni od razu umilkli i spojrzeli na mnie spłoszeni. Jakby rozmawiali o mnie.
-I jak? Czego chciał?- Zapytał James.
-Dzwonił, żeby zapytać co u mnie. Poza tym porozmawialiśmy też trochę o tobie. On tez myśli, że to naprawdę świetnie, że postanowiłeś mnie odwiedzić. Myślę, że on nigdy by na coś takiego nie wpadł.
-Na pewno nie. Tylko ja mam takie świetne pomysły- uśmiechnął się, a ja usiadłam koło nich.
Dupek. Nie należałam do typu ludzi, którzy lubili być okłamywani.



*On mówi, że ugryzie kawałek zakazanego owocu.- the script- broken arrow.
**Ona mówi nigdy przenigdy nie gryź więcej niż jesteś w stanie przeżuć. – the script- broken arrow.

***Ale tym razem on nie będzie kolejnym "mogłem być".- the script- broken arrow.
_____________
No to jest. 
za dwa dni muszę wracać do szkoły. Jakieś słowa pocieszenia? 

Ten rozdział pisałam z przyjemnością, przez wasze komentarze. 
Przy okazji chciałabym przywitać dwie nowe osoby- Heartbreaker i Allie.- nie wiecie jak bardzo cieszę się, że chciało wam się to czytać.

Nie przedłużam, życzę wesołych walentynek i do napisania za tydzień! ;)